Seria książek Anity Głowińskiej o Kici Koci zdobyła niezwykłą popularność, stając się nieodłącznym elementem dziecięcych biblioteczek. Sekret jej sukcesu tkwi nie w magicznych przygodach, ale w uważnym towarzyszeniu małym czytelnikom w ich codziennych wyzwaniach. Kicia Kocia nie walczy ze smokami – za to dzielnie mierzy się z wizytą u lekarza, pierwszymi dniami w żłobku czy podróżą pociągiem. To właśnie ta bliskość doświadczeń dziecka czyni z niej tak skuteczne narzędzie wspierające adaptację.
Mechanizm, który wykorzystuje autorka, to przekształcanie nieznanego w coś znajomego i przewidywalnego. W książce "Kicia Kocia w żłobku" proces adaptacji pokazany jest krok po kroku: od porannego pakowania worka przez pożegnanie z mamą (z ważnym rytuałem buziaka w dłoń "na zapas"), aż po aktywności w żłobku – zabawę, posiłek, leżakowanie. Dziecko otrzymuje mentalną mapę nowej sytuacji. Wie, co nastąpi po kolei, a to redukuje lęk wywołany niepewnością. Podobnie w "Kicia Kocia u dentysty" – historia prowadzi małego czytelnika od wejścia do gabinetu, przez spotkanie z dentystą, aż po sam przegląd zębów na fotelu. Zaskoczenie zostaje zastąpione świadomością procedury.
Kicia Kocia nie jest nieustraszona. W "Kicia Kocia u lekarza" przyznaje: "Trochę się boję". To szczere wyznanie ma ogromną moc. Dziecko widzi, że jego własny strach czy niepokój nie są czymś wstydliwym ani dziwnym – doświadcza ich nawet sympatyczna bohaterka. Ilustracje doskonale współgrają z tekstem, pokazując na twarzy Kici Koci wyraźne emocje: ciekawość, niepewność, ulgę. Ta wizualizacja uczuć pomaga dzieciom w ich rozpoznawaniu i nazywaniu, co jest pierwszym krokiem do radzenia sobie z nimi.
Seria nie poprzestaje na pokazaniu obaw. Przedstawia konkretne, dziecięce strategie radzenia sobie. W "Kicia Kocia na pikniku" czy "Kicia Kocia w pociągu" bohaterka aktywnie uczestniczy w przygotowaniach. To przywracanie poczucia kontroli – dziecko, tak jak Kicia Kocia, może spakować swoją ulubioną przytulankę do podróży czy wybrać kanapkę na piknik. W tomie o dentyście, lekarz tłumaczy każde narzędzie ("To lusterko, żeby zajrzeć do buzi"), zmieniając groźne przedmioty w neutralne lub ciekawe. Kicia Kocia uczy się też korzystać z wsparcia: trzyma rękę mamy, zadaje pytania, szuka pocieszenia u bliskiej osoby.
Głowińska posługuje się językiem, który jest bliski dziecku. Zdania są proste, rytmiczne, często zawierają powtórzenia i dźwiękonaśladowcze wyrazy ("Puk, puk – do drzwi ktoś stuka" w "Kicia Kocia. Witaminowe przyjęcie"). Bezpośrednie zwroty do czytelnika ("A ty co byś zrobił?") sprawiają, że dziecko czuje się częścią opowieści, skłaniając je do myślenia i podzielenia się swoim zdaniem. To przekształca bierne słuchanie w aktywny dialog z rodzicem.
W każdej z tych sytuacji kluczową postacią jest rodzic (najczęściej mama) Kici Koci. To ona jest kotwicą bezpieczeństwa i przewodnikiem. W "Kicia Kocia w pociągu" mama objaśnia zasady podróży; u lekarza trzyma za rękę i zapewnia, że badanie nie będzie bolesne. Książki modelują więc nie tylko zachowanie dziecka, ale także wspierającą postawę rodzica: cierpliwą, wyjaśniającą, obecną. Dają dorosłym gotowy scenariusz do rozmowy z dzieckiem o nadchodzącym wyzwaniu.
Sukces "Kici Koci" w oswajaniu nowych sytuacji polega na prezentacji, że uczucia dziecka są ważne i w porządku, a dziwne, "dorosłe" miejsca stają się po prostu kolejnym etapem dnia. Nie obiecuje, że wszystko będzie łatwe, ale pokazuje, że jest do ogarnięcia. Daje dziecku język na opisanie swoich obaw, wzór do naśladowania oraz – co najważniejsze – poczucie, że nie jest samo w swoim lęku. W świecie, w którym maluchy często czują się bezradne wobec narzuconych im planów i miejsc, Kicia Kocia staje się ich towarzyszką i rzeczniczką, dowodząc, że największe przygody często zaczynają się tuż za progiem własnego domu.