Autor mówi w tym rozdziale o genezie i treści swojej książki, która ma być świadectwem martyrologii polskiego duchowieństwa w obozie koncentracyjnym w Dachau, ale także świadectwem wiary w Chrystusa i zawierzenia Mu swojego życia i śmierci. Przeprasza swoich świeckich „braci - obozowców”, że o nich będzie mowa niejako okazjonalnie. Następnie przypomina swój więzienny numer: 22829. Autor ma nadzieję, że pamięć go nie zawiedzie i uda się dać świadectwo okrutnej prawdzie o bestialstwie ludzi, ale i pięknej prawdzie o ich wielkości i bohaterstwie w wierze.
W II rozdziale wspomnień obozowych autor rozważa kwestię zła, narodziny ludzkiej bestii. Wiąże postać nadczłowieka nie z miłością, dobrem i łagodnością, ale z przemocą i wojną. Największe osiągnięcia człowieka, wynalazki, słowem postęp techniczny w XX w. zostały użyte przeciwko ludzkości, do wytwarzania nowych rodzajów broni, środków rażenia. W tej sytuacji jest szczególnie ważne, aby świadectwo postawy „zło dobrem zwyciężaj” było dawane młodym pokoleniom. Człowiekiem, który taką postawę prezentował przez całe swoje życie aż do śmierci był ojciec Maksymilian Maria Kolbe, który w obozie w Auschwitz oddał życie za skazanego na śmierć ojca wielodzietnej rodziny.
Na koniec autor dodaje, że wśród współczesnych męczenników za wiarę dużą rzeszę stanowią księża i zakonnicy więzieni w niemieckich obozach koncentracyjnych i poddawani tam szczególnie wyrafinowanym kaźniom. On był jednym z nich, więc postanawia opisać przeszłość, aby „dać świadectwo prawdzie”.
Wiosną i latem 1939 r. Polacy przygotowywali się do wojny. Alumni z włocławskiego seminarium otrzymali nakaz powrotu do Włocławka z wakacji, gdy tylko wojna wybuchnie. Zgodnie z tym nakazem, 1 września autor wyruszył ze Złoczewa w daleką i trudną drogę, którą utrudniały niemieckie naloty, brak środków komunikacji. W rozdziale tym zostaje wspomniany przyszły błogosławiony ks. bp Michał Kozal, jeszcze wówczas mało znany wśród młodych kleryków. W końcu alumni gromadzą się w seminarium.
7 listopada 1939 r. alumni i profesorowie seminarium zostają uwięzieni. Przebywają w jednej celi-kaplicy. Po wielu staraniach Niemcy pozwalają na odprawianie mszy św. raz w tygodniu. Odprawia ją Ks. Biskup Michał Kozal, który na ten czas jest sprowadzany z odosobnionej celi piwnicznej. W styczniu księża-więźniowie zostają przewiezieni do Klasztoru Salezjanów w Lądzie nad Wartą.
W Lądzie zapadły decyzje dotyczące dalszych losów alumnów i profesorów włocławskiego seminarium. Przede wszystkim klerycy ostatniego roku nauki zdali końcowy egzamin - rygorosum - i mogli zostać wyświęceni na kapłanów. Ks. biskup jednak nie udzielił im święceń, ponieważ nikt z nich nie znajdował się w warunkach całkowitej wolności, której kościół wymaga od przyszłych księży. Władze niemieckie zaoferowały więźniom możliwość wyjazdu do Niemiec, ale została ona przez wszystkich zgodnie odrzucona.
26 sierpnia 1940 r. kapłani i klerycy zostali przewiezieni z Lądu do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Szybko poznali ziemskie piekło stworzone przez nadludzi dla obozowych „numerów”. Codziennymi torturami były tu wycieńczająca praca, głód, zimno. Po kilku tygodniach zmarli pierwsi duchowni przybyli z transportem, w którym znajdował się autor.
Autor wspomniał tu niemiecką akcję, mającą na celu eksterminację polskiej inteligencji, przeprowadzoną w Krakowie, kiedy to do obozu w Sachsenhausen zostało wywiezionych 183 profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego i innych krakowskich uczelni wyższych. Gdy księża przybyli do obozu, było w nim jeszcze kilku naukowców aresztowanych w Krakowie.
Jednak straty, jakie w wyniku wojny poniosła polska kultura, to nie tylko strata wielkich umysłów, ale także dzieł sztuki, zabytków bestialsko zniszczonych lub zrabowanych.
Zmieniają się więźniowie obozu - profesorowie zostali zwolnieni (oprócz kilku) lub zginęli, ich miejsce zajmują księża - krzewiciele kultury stojący na jej straży. Więźniowie-księża otrzymują pozwolenie na odprawianie mszy w kaplicy, która zostaje wydzielona spośród budynków obozowych. Odbywają się one wczesnym świtem, jeszcze przed wyruszeniem do pracy, a po zwykłych porannych czynnościach - apelu, roznoszeniu kotłów z czarną cieczą, ścieleniu łóżek. Mimo nieludzkiego zmęczenia wszyscy biorą w nich udział bo dają wytchnienie i siłę do pokonywania kolejnych trudnych dni. W grudniu autor i jego współwięźniowie jadą do Dachau.
Panuje piękna, pogodna, śnieżna zima, ale więźniowie nie są w stanie podziwiać uroków przyrody. Bici, głodni, zmarznięci bohatersko pokonują dzień po dniu. Księża są pędzeni do odśnieżania, które przybrało tu nieludzki wymiar - wśród wrzasków, w pośpiechu jest to praca ponad wątłe siły głodzonych ludzi. Noszą też ciężkie kotły z obozową zupą i cieczą przypominającą kawę wyłącznie kolorem. Pewnego dnia przy kotle upada Biskup Michał Kozal, jest okrutnie bity. Bito już wcześniej, w drodze do Dachau, w więzieniach, gdzie przebywał. Z tego powodu okulał, w końcu zachorował na ostre zapalenie ucha środkowego i zmarł. Nadchodzi najstraszniejsza zima 1942/1943 roku.
Wieści o doświadczeniach pseudomedycznych przeprowadzanych w obozie dotarły do więźniów już jesienią 1942 r. 10 listopada tego roku autor wraz z innymi więźniami został przeznaczony do tych eksperymentów. Następnego dnia skierowano go do obozowego rewiru, gdzie przeszedł całodzienne badania. Został w grupie 20 osób przeznaczonych na ofiary niemieckich oprawców.
Zaprowadzono ich do sali, gdzie odbyło się losowanie, jakim doświadczeniom zostaną poddani. Jedni mieli być leczeni tabcinem (który pomagał), drudzy tajemniczymi substancjami, które nie tylko szkodziły, ale doprowadziły do śmierci licznych więźniów. Autor znalazł się w tej drugiej grupie. Jeszcze tego samego dnia otrzymał duży zastrzyk bakterii ropowicy w udo.
Początkowo nie odczuł żadnych dolegliwości, które jednak pojawiły się już po kilku godzinach. Został odprowadzony przez pielęgniarza Hermanna do sali pooperacyjnej, gdzie dogorywali współwięźniowie. Położył się na wskazanym łóżko, jak się okazało na wiele miesięcy. Jeszcze tego samego dnia Hermann zapytał autora o jego wiarę. On sam był ateistą, ale należał do NSDAP.
Hermann był najmłodszym i najbardziej wrażliwym wśród pielęgniarzy - wiedział, kiedy należy podać środki uśmierzające ból, rozmawiał też z autorem. Ten bardzo osłabł, nasilał się także ból, czasem nie do zniesienia. To właśnie Hermann powiedział mu coś, co okazało się bardzo ważne - że zastrzyk był niebezpieczny, że doświadczenia będą bardzo trudne do zniesienia i że aby przeżyć, trzeba bardzo chcieć żyć.
Autor wspomina ludzi, z którymi zetknął się na stacji doświadczalnej: pielęgniarza Heiniego - wrażliwego i troskliwego, Fritza, który upierał się, że wszyscy księża są źli, nawet wtedy, kiedy autor zwrócił mu uwagę, że polscy księża ochotniczo poszli do baraków więźniów chorych na tyfus, by się nimi opiekować. Wspomina także towarzyszy niedoli: księdza Biłkę, księdza Kocota i wielu innych.
Jego męczennicza droga rozpoczęta zastrzykiem ropowicy stawała się coraz trudniejsza. Udo zropiało, „lekarze” zalecili wstrzymanie się od nacięcia skóry przez tydzień, następnie skórę przecięto i założono dreny - opatrunki były bardzo bolesne. Takich operacji nacinania ciała autor miał jeszcze dwie, ostatnia była najgorsza. Przez cały czas odczuwał ból, w końcu nawet wtedy, kiedy ktoś przechodził obok jego łóżka.
Uratował go Heini, który zainicjował podawanie mu zastrzyków tabcinu - leku, który mógł zapobiec ogólnoustrojowemu zakażeniu. Po pewnym czasie rana zaczęła się goić.
Na koniec tego rozdziału autor wspomina spotkanie z niemieckim lekarzem doktorem Schützem, któremu powiedział, że mogą sobie wszak spojrzeć w oczy. Niemiecki lekarz, który pracował na stacji doświadczalnej mocno ściskał jego dłoń i powtarzał, że musiał wykonywać te straszliwe eksperymenty.
26 stycznia obóz obiegła wiadomość o śmierci bpa Michała Kozala.
Zima 1942/43 upłynęła w obozie pod znakiem epidemii tyfusu plamistego. Przynieśli ją przywiezieni tu z innych obozów więźniowie. Wiadomość o chorobie przyniósł narratorowi obozowy tłumacz, Ryszard Knosała. Rozpoczęło się masowe umieranie więźniów. Trupy wynoszono z bloków i układano w wielkie stosy. Ostrzegano narratora, by bardzo uważał, bo jego organizm jest osłabiony doświadczeniami pseudomedycznymi i jeśli zachoruje - umrze. Pewnego dnia dostał wysokiej gorączki i trafił do rewiru z objawami tyfusu. W tej sytuacji autor w pierwszej kolejności poprosił o spowiedź. Spędza kolejne dni w obozowym szpitalu. Choroby boją się nawet esesmani wizytujący salę. Nikt nie pokrzykuje, starają się szybko odbywać swoje wizyty w obawie o własne zdrowie.
I stał się cud - człowiek, który przeszedł piekło eksperymentów, przeżył tyfus. Autor wyzdrowiał, ale wielu leżący z nim w rewirze - zmarło. Ich ciała gromadzono na stosach i palono w krematorium. Alianci, którzy wyzwolili Dachau, sfilmowali takie stosy zwłok. Narrator zaś w imieniu zmarłych opowiada tę historię.
Polscy księża mieli zakaz korzystania z obozowej kaplicy. Mimo to starali się docierać tam jak najczęściej i modlić się. Dzięki temu, że odprawiano mszę, możliwe było rozdawanie Polakom komunii św. Młodym księżom przyszła do głowy myśl, aby stworzyć „święte sprzysiężenie”, duchową wspólnotę. Duszą tej wspólnoty stał się ks. Wincenty Frelichowski. Postanowiono starać się przeżywać jak najdoskonalej każdą chwilę oraz o 21.00 spotykać się duchowo na apelu przed Matką Boską.
Narrator wspomina polskich księży męczenników Dachau: bpa Michała Kozala, ks. prałata Henryka Koczorowskiego, księży: Dominika Jędrzejewskiego, Edwarda Grzymałę, Józefa Straszewskiego, Czesława Domachowskiego, Teodora Korcza i wieli, wielu innych. Wszyscy zginęli, ale swoim obozowym życiem poświadczyli głęboką wiarę, byli świadkami Chrystusa.
Gorące lato w niczym nie ustępowało mroźnej zimie, jeśli chodzi o obozowe piekło. Jak zwykle odbywają się morderczo długie apele, podczas których giną dziesiątki więźniów, wciąż też mają miejsce egzekucje. Obóz to wielkie królestwo szatana. Niewinni więźniowie są tu nieustannie karani: długim apelem, „słupkiem”, nieludzką chłostą, więzieniem.
Autor stawia pytanie: czy można się oswoić ze śmiercią? I dopowiada na nie: NIE. Ale ludzkie serce musi się zahartować w obliczy śmierci, pozostać czułe na nią, ale silne. By nie sprzymierzało się z techniką przeciw życiu, by nie stawało po stronie śmierci. Na koniec rozdziału autor ostrzega: „Dyktatura techniki jest groźna!”.
Narrator rozważa problem współodpowiedzialności więźniów za zło istniejące w obozie. Wielu z nich służyło złu, bo „taki mieli rozkaz”, bronili swojego życia. To są ludzie, którzy sporzeniewierzyli się własnemu człowieczeństwu.
Nadchodzi koniec wojny. Działania wojenne przeniosły się na terytorium Niemiec. Więźniowie są świadkami nalotów wojsk alianckich na miejscowości niemieckie leżące nieopodal obozu. Zachodzi groźba, że hitlerowcy wymordują jeszcze żywych więźniów obozu, by uniemożliwić aliantom odkrycie całego oblicza zbrodni obozowych.
W tej sytuacji polscy księża decydują się zawierzyć swoje życie św. Józefowi i błagać go o opiekę. 22 IV 1945 r. złożyli akt oddania się w opiekę. I św. Józef ich uratował - przeżyli Dachau.
Obóz został wyzwolony 29 IV 1945 r. Alianci byli zdumieni widokiem stosów trupów i żywych jeszcze ludzkich szkieletów. Do Dachau przybywają siostry franciszkanki, które z poświęceniem opiekują się umierającymi. Kazimierz Majdański opuszcza Dachau i wyjeżdża do Paryża.
I etapem jest pobyt w Paryżu - tu abp Majdański przyjął święcenia kapłańskie. Następnie wyjechał do sanatorium w Berck. Po leczeniu sanatoryjnym wyjeżdża na studia do Fryburga w Szwajcarii, aby w kwietniu 1949 r. wrócić do Polski.
17 V 1970 r. biskupi i księża - byli obozowcy wyruszają na pielgrzymkę przez wszystkie obozy koncentracyjne, do Rzymu. W 1972 r. abp Majdański zgadza się zeznawać w procesie niemieckich lekarzy oskarżonych o zbrodnie ludobójstwa, przeprowadzających nieludzkie eksperymenty. Trzy lata później jest świadkiem w procesie Schütza. Przebacza oprawcy.
Autor przytacza swoje zeznania z procesu.
Na koniec autor oświadcza, że wszystko, co opisał jest z konieczności jedynie skrótem informacji. Pamięć ludzka jest selektywna, poza tym wspomnienia obozowych przeżyć są wyczerpujące i przerażające. W Dachau zbudowana została kaplica pod wezwaniem Śmiertelnego Lęku Chrystusa - taki lęk w obozowym życiu odczuwali więźniowie Dachau.
Teksty dostarczyło Wydawnictwo GREG. © Copyright by Wydawnictwo GREG
Autorzy opracowań: B. Wojnar, B. Włodarczyk, A Sabak, D. Stopka, A Szostak, D. Pietrzyk, A. Popławska, E. Seweryn, M. Zagnińska, J. Paciorek, E. Lis, M. D. Wyrwińska, A Jaszczuk, A Barszcz, A. Żmuda, K. Stypinska, A Radek, J. Fuerst, C. Hadam, I. Kubowia-Bień, M. Dubiel, J. Pabian, M. Lewcun, B. Matoga, A. Nawrot, S. Jaszczuk, A Krzyżek, J. Zastawny, K. Surówka, E. Nowak, P. Czerwiński, G. Matachowska, B. Więsek, Z. Daszczyńska, R. Całka
Zgodnie z regulaminem serwisu www.opracowania.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora jest niedozwolone.
Ciekawostki (0)
Zabłyśnij i pokaż wszystkim, że znasz interesujący szczegół, ciekawy fakt dotyczący tego tematu.