Miejscem akcji opowiadania jest obóz koncentracyjny w Oświęcimiu (Auschwitz). Na początku narrator opisuje realia życia w obozie. W upalne dni więźniowie chodzą nago. Jedzą to, co pozostało im z paczek od rodziny. Niedawno odbyło się odwszawianie. Życie w obozie sprawia wrażenie nieco leniwego, a to dlatego, że od kilku dni nie było transportu (nowych więźniów do obozu). Narrator wspomina, że Kanada (magazyn, w którym przechowywane są cenne rzeczy odebrane osobom nowo przybyłym) stoi pusta.
Narrator je chleb przysłany mu przez matkę z Warszawy i inne rzeczy z paczek. Więźniowie planują, że przy następnym transporcie pójdą na rampę (miejsce, gdzie do obozu przyjeżdżają pociągiem transporty nowych ludzi), aby załatwić sobie potrzebne rzeczy (m.in. buty). Henri, towarzysz narratora, zwraca uwagę na to, że nie wszyscy otrzymują paczki z żywnością; dostają je Polacy, ale nie Żydzi. Marsylczyk, komunista, patrząc na modlącego się Żyda, stwierdza, że „religia jest opium dla ludu”.
Wtem do budy blokowego przybiegł goniec, po czym blokowy oznajmił, że właśnie przyjeżdża transport. Informacja ta wywołuje niemałe zamieszanie – więźniowie ruszają w stronę rampy, gdzie niebawem ma pojawić się pociąg z więźniami.
Na rampie odbywa się już rozładunek transportu. Niemcy (SS-mani) liczą nowo przybyłych ludzi. Otwierają wagony, każą im zabrać wyłącznie jedzenie oraz odłożyć swoje rzeczy obok pociągu. Następnie odbywa się selekcja ludzi. Ci, którzy przyjechali z transportem, są przerażeni, dopytują o swój los, nie wiedzą, co się z nimi stanie. Tymczasem głodni więźniowie przeszukują resztki jedzenia – Grecy (w obozie są ludzie różnych narodowości!) znajdują m.in. spleśniałe bułki i jedzą je łapczywie. Jeden z więźniów poucza innych, aby np. nie brać ubrań, bo może to być odebrane jako podejrzenie ucieczki. Więźniowie porozumiewają się „obozowym esperanto” – mieszanką języków narodowych, niemieckiego i obozowego slangu.
Narrator opisuje przybyły transport i wspomina m.in., że przybywający w nim ludzie mają włosy, co jest „egzotycznym widokiem”. Ludzie w wagonach wychylają się z okien z okrzykami: „Wody! Powietrza!”. Zadaniem więźniów jest sprzątanie wagonów po transporcie. SS-man ostrzega ich, że kradzież czegokolwiek, zwłaszcza cennych przedmiotów, potraktowana zostanie jak zagrabienie majątku Rzeszy i karane będzie śmiercią. Jedna z przybyłych osób informuje, że transport pochodzi z miejscowości Sosnowiec-Będzin.
Narrator wspomina o niepisanym prawie obozu, w myśl którego idących do gazu do końca się okłamuje lub utrzymuje w niepewności, aby nie wiedzieli, że idą na śmierć. Idącym z transportu odbiera się bagaże, wyrywa palta, torebki i parasole. Zadaniem więźniów jest porządkowanie i segregowanie tych dóbr. Przedmioty są odkładane na stos, który rośnie w oczach – zarówno ten z rzeczami osobistymi przybyłych, jak i z jedzeniem.
Młodzi i zdrowi mężczyźni wyselekcjonowani zostali do pracy („gaz ich nie minie, ale wpierw muszą pracować”). Gaz przewożony jest – dla niepoznaki – w karetce Czerwonego Krzyża. Trwa selekcja idących do gazu i tych, którzy pójdą na lager (zostaną więźniami obozu). Przyszli więźniowie z transportu Będzin-Sosnowiec otrzymają numery obozowe.
W dygresji narrator uprzedza fakty i mówi o przyszłości obozu:
„Gdy skończy się wojna, będą liczyć spalonych. Naliczą cztery i pół miliona. Naj-krwawsza bitwa wojny, największe zwycięstwo solidarnych i zjednoczonych Niemiec. Ein Reich, ein Volk, ein Fuhrer — i cztery krematoria. Ale krematoriów będzie w Oświęcimiu szesnaście, zdolnych spalić pięćdziesiąt tysięcy dziennie. Obóz rozbuduje się, aż się oprze naelektryzowanym drutem o Wisłę, zamieszka go trzysta tysięcy ludzi w pasiakach, będzie się zwał Verbrecher-Stadt — „Miasto Przestępców”. Nie, ludzi nie zabraknie. Spalą się Żydzi, spalą się Polacy, spalą się Rosjanie, przyjdą ludzie z Zachodu i Południa, z kontynentu i wysp”.
Narrator wspomina, że wewnątrz wagonów panował ogromny smród i zaduch. Na podłodze leżały m.in. stratowane i zadeptane ciała niemowląt oraz ludzkie fekalia. Ciała te „wynosi się jak kurczaki”. SS-man każde więźniom oddać je kobietom, ale one uciekają przerażone. Bierze je dopiero starsza, siwa kobieta.
Narrator pyta swojego towarzysza, Henriego: „czy my jesteśmy dobrzy ludzie?”. Zwierza mu się, że czuje złość i bunt, natomiast nie współczuje idącym do gazu.
Rozładunek transportu trwa długo – narrator ma wrażenie, że ludzie wciąż i wciąż napływają. Narrator słabnie, ale Henri budzi go, ponieważ mają „iść ładować klamoty”. Walizki są rozrywane w poszukiwaniu cennych przedmiotów; więźniowie znajdują m.in. złoto i biżuterię. SS-mani pilnują, aby niczego nie ukradli („To złoto pójdzie do Rzeszy”).
Tymczasem na oczach narratora rozgrywa się rozpaczliwa scena: małe dziecko biegnie za jedną z kobiet, krzycząc: – Mamo, mamo! Ktoś krzyczy na kobietę, aby wzięła dziecko na ręce, ona jednak upiera się, że to nie jej. Kobieta ucieka od swojego dziecka, bo zdaje sobie sprawę, że biorąc je, podzieli los innych – pójdzie do gazu, jak wszystkie kobiety z dziećmi („Jest młoda, zdrowa, ładna, chce żyć”). Jeden z więźniów, marynarz z Sewastopola, łapie kobietę, biję ją i wyzywa, po czym rzuca w nią dzieckiem. SS-man pochwala jego zachowanie, mówiąc, że tak należy karać wyrodne matki.
Młoda, ładna dziewczyna o jasnych włosach pyta narratora o to, dokąd ich powiozą. Narrator milczy, bo wie, że kobiety pójdą do komory gazowej. Po chwili tego milczenia dziewczyna oznajmia: „już wiem” i sama idzie w kierunku samochodów.
Narrator wspomina, że wszędzie leżą nagie trupy, których widok wywołuje w nim obrzydzenie. Więźniowie wspólnymi siłami oczyszczają plac z trupów. Na stos ułożony ze zwłok wrzuca się także kaleki, chorych, dzieci i starców (m.in. dziewczynkę bez nogi, która płacze z bólu) – wszyscy oni zostaną spaleni żywcem.
Henri pyta narratora, czy wymienił buty – ten jednak mówi mu, że ma dosyć (widok transportu był dla niego trudny do zniesienia). Henri zapowiada, że będzie jeszcze jeden transport, ale narrator oznajmia, że on już nie pójdzie go rozładowywać. Faktycznie, transport przychodzi i sytuacja się powtarza, a narrator ma wrażenie, jakby drugi raz oglądał ten sam film. SS-man pogania więźniów, aby ruszyli się i zabrali za rozładowywanie. Narrator wymiotuje. Tymczasem wraz z transportem przybywa znowu masa ludzi („Wydaje się tym ludziom, że rozpoczynają nowe życie w obozie i psychicznie przygotowują się na ciężką walkę o byt. Nie wiedzą, że zaraz umrą i że złoto, pieniądze, brylanty, które zapobiegliwie ukrywają w fałdach i szwach ubrania, w obcasach butów, w zakamarkach ciała — już im nie będą potrzebne”).
Kanada – obozowy magazyn – został w pełni wyładowany przedmiotami zagrabionymi więźniom („Parę dni obóz będzie żył z tego transportu, zjadał jego szynki i kiełbasy, konfitury i owoce, pił jego wódkę i likiery, będzie chodził w jego bieliźnie, handlował jego złotem i tłumokami”). Więźniowie mówią, że Sosnowiec-Będzin był to „dobry i bogaty transport”.
Nad Birkenau wstaje nowy dzień. Transport sosnowiecki już pali się w krematoriach.
Akcja opowiadania Tadeusza Borowskiego „Proszę państwa do gazu” toczy się w czasach II wojny światowej w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu (Auschwitz-Birkenau). W opowiadaniu nie padają konkretne daty, wiadomo tylko, że jest upalne lato, a cała akcja toczy się w ciągu jednego dnia. Z początku ma miejsce w barakach więźniów, później przenosi się na rampę, czyli tam, gdzie do obozu przyjeżdżały pociągi z transportem kolejnych więźniów.
Opowiadanie Tadeusza Borowskiego „Proszę państwa do gazu” należy do nurtu literatury obozowej (literatura lagrowa; literatura „pieców i łagrów”, „literatura spełnionej apokalipsy”). Jego głównym tematem jest Holocaust – zbrodnia nazistowska, polegająca na masowej eksterminacji ludności w obozie koncentracyjnym. W tym strasznym miejscu, prócz Żydów, znajdowali się także Polacy oraz wielu przedstawicieli innych narodów (Ukraińcy, Rosjanie, Grecy itp.).
Borowski nie skupia się jednak na opisie samej zbrodni nazistowskiej, ale przede wszystkim na możliwie dokładnym przedstawieniu realiów życia w obozie. Ważnym tematem jego opowiadania jest kwestia przystosowania się do okrutnych warunków, jakie panują w Auschwitz. Narrator zwraca uwagę na istotne kwestie, takie jak pozyskiwanie jedzenia czy odzieży, a także na relacje, jakie panują pomiędzy więźniami obozu.
W opowiadaniu nie brakuje drastycznych scen obrazujących okrucieństwo SS-manów – nazistowskich zbrodniarzy. Mowa tu np. o selekcji ludzi przybywających wraz z transportem, posyłaniu ich do gazu, sposobie obchodzenia się z kobietami, dziećmi, starcami czy osobami kalekimi.
Ważnym motywem opowiadania są przedmioty materialne – dobytek zagrabiony nowoprzybyłym więźniom (walizki, kosztowności, rodzinne pamiątki, pieniądze, odzież, jedzenie). Ludzie są z nich okradani tuż po przyjeździe, a ich rzeczy są starannie selekcjonowane i składowane w magazynie określanym jako Kanada (nazwa miała kojarzyć się z dobrobytem). Kanada to również nazwa komando (grupy więźniów) odpowiedzialnych za rozładunek i selekcję przedmiotów.
Ważnym zagadnieniem, jakie porusza Borowski, jest problem moralności. Narrator pokazuje, w jaki sposób realia obozowe zmieniły ludzką moralność i nieodwracalnie przesunęły granice dopuszczalnych zachowań. Walka o przetrwanie stała się nadrzędnym celem i niejednokrotnie sprawiała, że ludzie dopuszczali się nieludzkich czynów (np. matka wyrzekająca się własnego dziecka). Poruszony drastycznymi obrazami narrator zdaje więc swojemu towarzyszowi pytanie, które ma wydźwięk filozoficzny: „czy my jesteśmy dobrzy ludzie?”.
W utworze zastosowana została narracja pierwszoosobowa. Narratorem jest Tadek (jego imię nie pada w opowiadaniu „Proszę państwa do gazu”, ale wiemy o tym z innych opowiadań obozowych wydanych w tym samym zbiorze) – młody mężczyzna, więzień obozu i naoczny świadek wydarzeń.
Narrator posługuje się prostym językiem, przytacza rozmowy i wypowiedzi innych więźniów. Charakterystyczną cechą jest zróżnicowanie językowe bohaterów ze względu na narodowość (Niemcy. Rosjanie, Żydzi itp.), a także posługiwanie się tzw. obozowym esperanto – czyli językiem będącym mieszanką polskiego i niemieckiego, zawierającym liczne wyrażenia charakterystyczne dla przestrzeni i realiów obozu (komando, lager, rampa, Kanada itp.).
W swoich opowiadaniach Borowski wykorzystuje behawioryzm – technikę narracji, która polega na opisywaniu wyłącznie zachowań bohaterów (niczym oko kamery), z pominięciem aspektów psychologicznych; uczuć, myśli, przeżyć, wrażeń, emocji. Z opowieści narratora dowiadujemy się, co bohaterowie robili i mówili – ale nic o tym, co czuli. Z tego powodu język narracji może sprawiać wrażenie zdystansowanego, chłodnego, obiektywnego, wręcz odczłowieczonego. Jest to oczywiście zabieg celowy. Posłużenie się techniką behawioryzmu miało w jeszcze bardziej wyrazisty sposób ukazywać uprzedmiotowienie człowieka, jakie dokonało się pod wpływem Holocaustu.
Teksty dostarczone przez Grupę Interia. © Copyright by Grupa Interia.pl Sp. z o.o. sp. k.
Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.
Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.
Zgodnie z regulaminem serwisu www.opracowania.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.
Ciekawostki (0)
Zabłyśnij i pokaż wszystkim, że znasz interesujący szczegół, ciekawy fakt dotyczący tego tematu.